Wyznanie..

Człowiek idzie na studia, bo chce się uczyć, nabywać wiedzę, chłonąć każde słowa profesorów i doktorów wykładowców. Uczy się pilnie, realizuje plan uczelni, zdaje egzaminy w pierwszym czy góra drugim terminie. W wolnym czasie rozwija umiejętności interpersonalne na spotkaniach towarzyskich. No obraz idealny.

Kończy studia, i rozpoczyna batalię z wysyłaniem CV. I co? no mega zaskoczenie – wszędzie chcą doświadczenia. A w CV nie ma o tym ani słowa, poza szybkimi wakacyjnymi zajęciami, czy obowiązkowymi praktykami. Hm. Prawda, że smutne? Wchodzi frustracja, rozczarowanie, i praca niebędąca pracą marzeń. Bo oto wchodzimy na ścieżkę poszukiwania doświadczenia, aby do pracy marzeń się przygotować.

To była moja droga. To moja historia. Pierwsza praca – asystentka. Stanowisko dostępne dla studentki finansów i bankowości, bez cienia doświadczenia w branży. Asystentka? Praca lekka i przyjemna? Nic bardziej mylnego. To było prawie 5 lat fantastycznej pracy, wielu lekcji życia, rozwinięcia umiejętności interpersonalnych, podbicia asertywności i samodzielności w podejmowaniu decyzji. Doświadczyłam jak to jest, jak szef mi ufa. Popełniałam też błędy, które były lekcjami życia. kochałam to otoczenie, tych ludzi. Jednak mimo starań, próśb i wniosków, nie było mi dane rozwijać się dalej. Nie mogłam osiągnąć już nic więcej. Zatem postanowiłam odejść, do nowego świata. Do banku. Wtedy był to dla mnie już mały krok od pracy marzeń. Tylko definicja pracy marzeń się zmieniła. Cyfry mnie nie kręciły, relacje ze współpracownikami tak. Bycie częścią zespołu dawało poczucie bycia ważną. Byłam asystentką wiceprezesa, który był francuzem. Jednym plusem było to, że mogłam swobodnie mówić w języku angielskim, a kolejnym fakt, że było to stanowisko dające nieograniczone możliwości, aby sprawdzić, w którą to stronę w tym banku chciałabym dalej iść. Szło świetnie. Lubiłam dostawać wiadomości od szefa „Magda I’m glad to have you onboard”.

Zaszłam w ciążę i wszystko się zmieniło. Na gorsze.

Radość z ciąży była ogromna, choć była to ciąża zagrożona. Musiałam oswoić lenistwo, lekarz bowiem kazał leżeć. Dopiero po 3 miesiącach leżenia i czekania na zielone światło od lekarza, mogłam wrócić do pracy. Szczęśliwa mogąc wrócić do swojego biurka i otoczenia pracy, zastałam inny świat. Jakby mnie nie było. Lenistwo z domu przeniosło się do pracy. Rosła frustracja, bo rozwój się zatrzymał. Szef jakby mnie nie widział.

Po urodzinach córeczki etatu już nie było. Przemilczę to jednak.

Wkroczyłam na ścieżkę finansów, praktyczną. Praca w banku, aktywna sprzedaż, pozyskiwanie klientów. I masa spotkań. Rozmowy szły świetnie, nie miałam z tym wogóle problemów, czułam się jak ryba w wodzie. Sprzedaż nie była tak ważna jak spotkania. A potem ubezpieczenia. Praca w finansach, marzenie?

I znów, spotkania, które kochałam, i cyfry, które były dodatkiem. W nowej firmie prowadziłam szkolenia, robiłam warsztaty, prowadziłam spotkania rekrutacyjne. Występowałam na olbrzymich konferencjach. I byłam niepomiernie SZCZĘŚLIWA. Trudno to opisać. Był stres, jednak przyjemny. Trząsł się głos, jednak po chwili było już pewnie i zwyczajnie dobrze.

Umiejętności interpersonalne rozwijałam w szybkim tempie. Byłam uczciwa – stanowiło to dla mnie powód do dumy. W całym dotychczasowym życiu kierowałam się zawsze dobrem. Nie umiem robić za złość, nie umiem ranić czy uprzykrzać komuś życia. Wielu to wykorzystało, mnie to jednak nie zmieniło.

Dobro zawsze wygrywa.

Potem spotkanie z Pauliną, rozmowa przy kawie jak to idzie na studia, i proste pytanie „Magda, a może Ty też dołączysz?”. I pęd do domu, aby wysłać aplikację. Tak się zaczęła droga z zagadnieniami, które okazały się być strzałem w dziesiątkę.

Psychologia, coaching, motywacja, relaksacja, warsztat umiejętności interpersonalnych, techniki relaksacyjne, i coraz to nowe przedmioty, zagadnienia. Masa pracy nad sobą, nad przeszłością, relacjami w rodzinie, byłam jakby wolna od tego, czego się kurczowo wcześniej trzymałam. Pogodziłam z tym co było, zaakceptowałam co jest, i otworzyłam się na to, co będzie.

Jestem gotowa na mnie w roli coacha. Mam dobre podstawy, mam doświadczenie, wiem jak rozmawiać z ludźmi. Szkolę warsztat, uczę się, biorę udział z szkoleniach online, kursach dodatkowych, dużo czytam.

Całe życie lubiłam ludzi. Liczy się dla mnie dobra relacja, piękne wnętrze, dobre emocje, wszechogarniające dobro. Proste, prawda?

Gardzę fałszem, obłudą, pogonią za pieniądzem. Życie na pokaz mnie nie interesuje.

Nie udaję świętej, jednak jedno jest pewne – JESTEM DOBRYM CZŁOWIEKIEM. Tak, czasem podniosę głos na dzieci, które po 10tym upomnieniu nie chcą posprzątać pokoju. Bywa, że spieram się z partnerem. Mam gorsze dni, mam momenty zwątpienia, bywam smutna i przygnębiona. Jestem człowiekiem, więc nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, a daję sobie czas na oswojenie tych uczuć. By wyjść z nich silniejsza.

WIEM, że jestem na dobrej ścieżce. I CHCĘ z tej ścieżki uczynić prawdziwy sens mojego zawodowego życia.

Będę mieć piękny gabinet, będzie urządzony całkowicie po mojemu. Już niedługo. Jeszcze troszkę. Trzymajcie kciuki.

Ściskam ciepło,

Magda

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *