Moment kryzysowy

Przychodzi czasem taki moment. Kryzysowy, trudny, wymagający.

Choćbym nie wiadomo jak mocno w siebie wierzyła, bywa tak, że docieram do punktu małej frustracji. Trwa ona chwilę, jednak jest. Pojawia się, sieje zamęt, wkrada się jak chochlik do spokojnego umysłu. Powody są różne. Oj bardzo. U mnie w tym momencie pojawia się niecierpliwość. Wiem, na wszystko trzeba czasu. Wiem, nie od razu widać będzie efekty. Wiem, początki są zazwyczaj trudne. Ja to wszystko wiem. Jednak jestem tylko człowiekiem, mam swoje emocje, i nie będę udawać, że zawsze jest różowo i kolorowo. Chcę być autentyczna. Bywa mi smutno, bywam naburmuszona jak coś nie idzie po mojej myśli, bywam zawiedziona, bywam zmęczona. Wiem, że nie jestem jedyna. Doceniam fakt, że mam narzędzia i sposobność, aby rozwijać się w nowej pasji, na nowej drodze zawodowej, jednak w tym zachwycie przebija się momentami bezsilność. A zwłaszcza teraz, gdy czas pandemii niezwykle utrudnia wejście na nową drogę. Nie wszystko da się zrobić zdalnie. Nie wszystko organizowane jest jak wcześniej. Piszę, tworzę, uczę się, kreuję narzędzia, jednak w tym wszystkim brakuje mi najważniejszego – spotkań z ludźmi.

Mało kto wybierze coacha, którego nie widział na oczy. Jeśli nie ma kiedy poczuć „chemii” z drugim człowiekiem, wówczas trzeba zapukać do jak największej ilości drzwi, tych wirtualnych póki co. I dlatego właśnie robię co w mojej mocy, szukam okazji aby się pokazać, powiedzieć światu „hej, jestem tu”.

Jestem głodna spotkań networkingowych, jestem stęskniona za warsztatami w dużej grupie ludzi, ba w każdej grupie, małej czy dużej. Jestem gotowa na kolejny etap mojego rozwoju. Praca w domu, praca bez drugiego człowiek obok to dla mnie duży wysiłek. Tak, wysiłek. Brakuje mi opcji „wyboru”. Chcę, to pracuję z domu. Nie chcę, to idę w świat. I oczywiście wiem, że nie mam na to wpływu, jednak tak właśnie na ten moment czuję.

I dzielę się tym z Wami właśnie dlatego, żeby pokazać Wam, że odczuwać kryzys jest czymś zupełnie ok. Ważne, co dalej z tym zrobisz.

A co ja zrobię? Dam sobie chwilę na oswojenie tych emocji. Chwilę. Zrozumiem skąd takie emocje, zaakceptuję to, i pomyślę, co z tym zrobić. Na tym się jednak nie skończy. Nie będę myśleć w nieskończoność. Przygotuję plan co jeszcze mogę zrobić, aby być zauważoną. I zwyczajnie zacznę to robić.

Wychodzę z założenia, że z każdym momentem tzw słabości, można sobie poradzić. Nie oznacza to, że się poddaję, albo że wątpię w swój cel. Absolutnie nie. Oznacza to, że nie jestem alfą i omegą. Jestem człowiekiem.

Jutro będzie już lepiej, wiem to.

Wrócę do Was ze zdwojoną mocą. A dziś skupię się na sobie.

Cudownego popołudnia,

Ściskam, Magda

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *